Autor: Małgorzata i Michał Kuźmińscy
Gatunek: kryminał
Ilość stron: 333
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydanie: 2015
Moja ocena: 7/10
Może to zabrzmi trochę oklepanie, ale kocham zagadki. Nic innego nie sprawi, że książka mnie wciągnie. Czytanie kryminałów to dla mnie pewnego rodzaju zgaduj-zgadula, w którą bawię się z bohaterami. Jeszcze lepiej, gdy powieść ma ciekawe tło historyczne i kulturowe. To wszystko znalazłam w "Ślebodzie".
Akcja rozgrywa się w Murzasichlu, niewielkiej miejscowości niedaleko Zakopanego. Młoda pani antropolog, Anna Serafin, która wreszcie wyrwała się z dusznego Krakowa na wakacje, odnajduje zwłoki mężczyzny, Jana Ślebody. Śledztwo prowadzi jej przyjaciel z dzieciństwa, podkomisarz Chowaniec. Na trop sprawy trafia też dziennikarz Sebastian Strzygoń. Anka i Bastian odkrywają skrywaną tajemnicę mieszkańców Podhala i zapoczątkowują lawinę zdarzeń, które prowadzą do wrzenia całą lokalną społeczność. A to wszystko w cieniu polskich Tatr, okraszone góralską gwarą oraz opowieściami.
"Zapadał zmrok, zapach darni koił, w ciszy ośmieliły się odezwać wieczorne ptaki. Nie otwierając oczu, czując powiew zmierzchu na ciele, błagała w myślach, by milczał, bo inaczej chyba rozerwie go na strzępy.
-Muszę wracać- powiedział"
Najpierw zacznę od minusów, bo to, co najlepsze, wolę zostawić na koniec. Po pierwsze: fabuła. Po obiecującym prologu, niestety, przez połowę książki po prostu się nudziłam. Niby coś się działo, ale nie była to jakoś szczególnie porywająca lektura. Bohaterowie byli nieco naciągani, szczególnie Bastian. Miałam wrażenie, że autorzy przerysowali tę postać, za bardzo starali się zrobić z niego reportera tabloida który tylko czyha na łatwe dziewczyny. Irytowały mnie też liczne makaronizmy, ale to już drugorzędna sprawa. Co do pani antropolog, to na początku wydawała mi się dziwnie bezbarwna, jakby miasto stłamsiło jej charakter. A co się tyczy ogółem górali, to miałam wrażenie, że nic nie robią tylko piją, palą, narzekają na ceprów i szukają sposobu jak tu by jeszcze zarobić trochę dutków.
"-Nie denerwuj się, Agata. Gwarantuję ci stuprocentową anonimowość. Możesz mi zaufać. Etyka dziennikarska. [...] - Uśmiechnął się przepraszająco, wciągając spodnie. Drżącymi rękami próbowała zapalić papierosa, gdy dopinał koszulę. Rozpłakała się, gdy trzasnął drzwiami. "
A teraz przejdę to tego, co sprawiło, że jednak nie zamknęłam książki i nie rzuciłam jej w kąt. Bardzo spodobało mi się przedstawienie polskich gór, nie z perspektywy przewodnika turystycznego i reklam godnych kurortów wypoczynkowych, ale tak jak je widzą mieszkańcy. Autorzy pokazali co turystyka potrafi zrobić z kulturą, jak w pogoni za pieniądzem ludzie dostosowują i dopasowują się do wymagań innych. Skłoniło mnie to skonfrontowania spostrzeżeń z mojej ostatniej wycieczki w góry, z tymi zawartymi w książce. Czy rzeczywiście to co tam widziałam było na pokaz, dla głupich ceprów, co się na niczym nie znają i pragną kiczu w postaci Klepańca Maryny?
"Klepaniec Maryny okazał się rozbitą na kotlet piersią z kurczaka, w którą zawinięto kawałek masła, sera gouda oraz wiecheć koperku, i podano w towarzystwie ryflowanych frytek."
Zostawmy w spokoju specjały gastronomiczne. Najbardziej barwną postacią według mnie jest Babońka. Jest to starsza kobieta, niezwykle mądra i ma wielki szacunek miejscowej społeczności, co wcale nie dziwi. Najbardziej urzekł mnie jej minimalizm i przywiązanie do korzeni. Nie lubi zbędnych słów i gestów, ale jednocześnie jest czuła i wyrozumiała. Jej charakter ukształtowały nieszczęśliwa miłość, wojna oraz okupacja. Jest najlepszym przykładem jak bardzo sekrety mogą wpłynąć na całe życie i unieszczęśliwiać.
"-Myśmy syćko zabocyli - powtórzyła Babońka. Powiodła po zgromadzonych oczami, które nagle otworzyły się i zabłysły. Jej rozmyty dotychczas wzrok teraz świdrował i onieśmielał.- I biyde my zabocyli, i wojne, i złe my zabocyli. [...] I dole my mieli gorolskom, ale my niom zabocyli, a w pustać, co po niyj ostała, zbiyromy dutki."
Wspomniałam wcześniej, że pierwsza połowa nie była, moim zdaniem, zbyt udana, jednak druga, była o wiele lepsza. Z nawiązką wynagrodziła mi wcześniejsze rozczarowanie. Akcja jest dużo bardziej dynamiczna, smaczku dodawały miłosne rozterki bohaterów. Co do rozwiązania, nie powiem, że mnie jakoś zaskoczyło, ale im dalej brnęłam w fabułę, tym więcej motywów i ślepych uliczek. A tym czasem wszystko, co było istotne do zidentyfikowania sprawcy przewija się przed nosami naszymi i bohaterów.
"-Nie żyją!!! Nie żyją!!! Oni nie żyją!!! Jezuuu!!!
Podłoga pod stopami policjanta zakołysała się groźnie. Poczuł, jak przez żyły przebiega mu spazm adrenaliny."
Podsumowując, "Śleboda" to kryminał z klimatem, poleciłabym go każdemu kto kocha góry, ze względu na niecodzienne przedstawienie kultury Podhala i zaskakujące opisy gór. Warto także przeczytać tą książkę, ze względu na to, że Kuźmińscy świetnie przedstawili uczucia osoby, której nagle zawalił się cały świat, ale postanawia z tym walczyć, popełniając kolejne błędy. Właśnie te błędy są miarą człowieczeństwa. Bo tak naprawdę wykreowane postacie nie tylko starają się rozwiązać zagadkę Ślebody, co ma podwójne znaczenie, bo śleboda znaczy "wolność", ale także odkrywają siebie i swoje słabości.
"Tu i teraz, byle przetrwać. To zawsze się liczyło. Dla tych, co brali kenkarty, byle przeżyć do wiosny. A dla nas dzisiaj następny turnus, raty za remont czy samochód...
-Naszych ojców piłą rżnęli, myśmy wszystko zapomnieli.- mruknęła Anka do siebie
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz