Walka ramię w ramię z siłami wroga...
Tytuł: "Cesarz Nihon-Ja"
Seria: Zwiadowcy #10
Autor: John Flanagan
Gatunek: fantasy
Ilość stron: 567
Wydawnictwo: Jaguar
Wydanie: 2012
Moja ocena: 8/10
Powiem już na wstępie, iż „Cesarz Nihon-Ja” chociaż w części wynagrodził mi niedosyt po poprzednim tomie. Okazało się, że John Flanagan postarał się stworzyć trochę lepszą i bardziej porywającą fabułę, za co należą mu się spore brawa, ale warto podkreślić, że nie zachwycił mnie aż nadto… Nie wiem, czy jestem aż tak wymagającym czytelnikiem, czy może szukam dziury w całym. Jednak poznaliście już moje zdanie, którego raczej nie zmienię.
"(...) do wspólnego dobra przyczyniają się wszyscy, więc wszyscy zasługują, by traktować ich równo."
Tym razem mamy do czynienia z prawie wszystkimi postaciami wykreowanymi przez autora. Podziwiamy wyczyny Horace, Willa, Halta, Evanlyn i Alyss w jednej akcji oraz pobocznych postaci takich jak Gundar, Selethen czy w końcu cesarz Shingeru. Trzeba przyznać, że pan Flanagan świetnie dobrał sobie kadrę. Docinki ze strony dwóch panien i rywalizacja pomiędzy nimi tylko upiększały sprawę, podczas gdy nasi młodzieńcy i ich siwobrody mentor stawiają czoła zagrożeniom, ale warto też wspomnieć, że młode damy również znajdą dla siebie zadanie, które może pomoże przełamać im lody…
Ale zaraz, zaraz, troszeczkę się zagalopowałam. O czym właściwie jest ten tom? Z czym kojarzy się tytuł „Cesarz Nihon-Ja”? Osobiście moje pierwsze skojarzenia to m.in. Japonia, Chiny, anime, interesujące sztuki walki, a teraz zastanówmy się, jak to przełożyć do świata przedstawionego naszych zwiadowców, przecież to zupełnie inny świat, epoka, wydarzenia. Powiem szczerze, że zanim przeczytałam skrót, miałam poważny problem z zinterpretowaniem moich przemyśleń. Dopiero skrót ukształtował trochę moje wyobrażenia.
"Kto pyta, nie błądzi. Kto nie pyta, nigdy się nie dowie."
Otóż sytuacja przedstawia się następująco. Horace razem z George’em (przyjacielem jeszcze z sierocińca, a teraz dosyć popularnym i szanowanym prawnikiem) wyrusza na poznanie odległego kraju, jakim jest właśnie tytułowe Nihon-Ja. Młodzieńcy mają stosunkowo odmienne zadania. Młody rycerz stara się zapoznać z niezwykle interesującą techniką walk tutejszych senshich, a jego przyjaciel kulturą, obyczajami i językiem. Wszystko układa się zdecydowanie pomyślnie do czasu, gdy ich podróż znacznie się przedłuża…
Księżniczka Cassandra martwi się o swojego bardzo dobrego „przyjaciela”. Od razu udaje się do stacjonujących aktualnie w Toscano Willa, Halta i Alyss. Przedstawia im sytuację, więc chcąc nie chcąc wszyscy wybierają się w podróż statkiem znajomego nam Skandianina – Gundara, a dodatkowo towarzyszy im arydzki wakir. Wiedzą, że czeka ich niemałe wyzwanie, dowiadują się bowiem, iż w odległym kraju wybuchł bunt przeciw cesarzowi, a Horace naraził się zdrajcy – Arisace, który potrafi tak koloryzować, że nawet jego dawni wrogowie przyznają mu rację...
"Im bezwstydniejsze kłamstwo, tym chętniej ludzie dają mu wiarę."
Zapowiedź może nas zaciekawić i rzeczywiście tak jest, ponadto można powiedzieć, jak już wcześniej wspomniałam, że pisarz stosunkowo dobrze się spisał. Mogę jeszcze powiedzieć, że książkę czyta się, jak niezłą lekturę, która z pewnością oderwie nas od codzienności. Uważam, że czyta się ją szybko i lekko, o dziwo nie odniosłam wrażenia nudzących mnie opisów, co dostrzegłam w poprzednich częściach.
Już prawie kończysz recenzować tą serię :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś najdzie mnie ochota i sięgnę po tą książkę :D
OdpowiedzUsuńTak po za tym, świetny blog.