czwartek, 8 października 2015

"Running. Autobiografia mistrza snookera" - Roonie O'Sullivan

„Jego największą siłą jest talent, który otrzymał od Boga. On urodził się, by grać. Z kolei największym wrogiem Ronniego O’Sullivana jest on sam.” ~ Barry Hearn


Tytuł: „Running. Autobiografia mistrza snookera”
Autor: Roonie O’Sullivan
Przekład: Konrad Mazur i Bartosz Sałbut
Gatunek: autobiografia
Ilość stron: 304
Wydawnictwo: SQN
Wydanie: 2015

Moja ocena:  8/10

Pięć tytułów mistrza świata, wielokrotny rekordzista, przez wielu uznawany za najlepszego w swoich fachu… najlepszego w historii. Mowa oczywiście o Ronnim O’Sullivanie – Mozarcie snookera. Człowieku, o którym słyszał każdy, który ma jakiekolwiek pojęcie o sporcie, będąc nawet ignorantem dyscypliny, z którą bezpośrednio związany jest sam Ronnie. Wydawałoby się, że życie takiej osoby, będącej żywą legendą, jest usłane różami. Nic bardziej mylnego. Autobiografia ta nie jest krzykiem o pomoc. Krzykiem były wszystkie, jeszcze jakiś czas temu niezrozumiałe dla postronnych, czyny Ronniego. Dzisiaj możemy się o wszystkim dowiedzieć, przekręcając kartkę po kartce i pomiędzy liniami tekstu zatapiając się w życiu tego wybitnego sportowca. Życiu pełnym używek, goryczy, bólu, walki o dzieci, w którym od śmierci uratowała go jedna rzecz… bieganie.

„Gdyby nie bieganie, moja kariera już dawno by upadła. Bieganie to moje religia, system wartości i przekonań, coś, co mnie uspokaja. To niezwykle bolesna i wymagająca dziedzina sportu, ale również jedyna, która pozwala mi osiągnąć najwyższy stan duchowy.”

Snooker do dyscyplina będąca uosobieniem klasy i elegancji? Jak zatem wytłumaczyć wszystkie wybryki O’Sullivana? Od zdejmowania butów, nakładania ręcznika na głowę, liczenia kropek, nie mogąc patrzeć na przeciwnika, poddawania meczów walkowerem, nierzadko wulgarne słownictwo czy kłótnie z sędziami. I jak wytłumaczyć to, że pomimo tych ekstrawaganckich wyskoków, którymi może zaskoczyć w każdej chwili, kibice go uwielbiają? Tak, Roonie to fenomen. Fenomen na wielką skalę.


Swoją karierę zaczął już w wieku 12 lat, a niesamowite wsparcie zawsze miał w ojcu, który przymykał oko na jego wyniki w szkole, podobnie do nauczycieli, którzy widzieli, że po jednym turnieju przynosił czek o wartości większej od ich pensji. Po czterech latach przeszedł na zawodowstwo. Mówiąc o ojcu, należy zatrzymać się na dłuższą chwilę. Dzieciństwo nie należało do arkadyjskich, można powiedzieć, że Roonie wychował się w dość specyficznym środowisku. Ci, którzy powiedzą, że było to środowisko patologiczne, będą mieli rację. Wyobraźcie sobie teraz dramat chłopaka, którego ojciec ląduje w więzieniu na 18 lat z zarzutem morderstwa. Jak się później okazuje, zarzutem słusznym. Pomimo tego nadal grał, wiedząc, że jego zwycięstwa przy zielonym stole są jedyną nadzieją dla jego ojca. Kiedy wydawało się, że nie może być gorzej, do więzienia trafiła również jego matka. Chcąc nie chcąc Ronnie zawsze był samotny, pomimo otaczającej go hordy agentów, dziennikarzy i najzwyczajniej tych, którzy z jego obecności czerpali korzyści, o czym boleśnie przekonał się podczas walki o dzieci, które są dla niego wszystkim.

„Snooker to gra dla samotników. Całą pracę wykonuje się samodzielnie. Rzadko prosisz kogoś o pomoc, bo zostaje to przyjęte jako oznaka słabości. Nigdy nie dzielisz się z rywalem swoimi przemyśleniami – choć z kolei mnie zdarzało się być zbyt wylewnym – bo boisz się, że ten zyska nad tobą przewagę psychologiczną.”

O’sa porusza w swojej autobiografii wszystkie wątki, które kibica intrygują najbardziej. Kulisy największych zwycięstw i problemów z rozwodem, walką o dzieci, uzależnieniami i nie tylko. Możecie mi wierzyć na słowo, że trudno znaleźć większy i ciekawszy przekrój całej kariery, która nadal trwa i z pewnością będzie można dopisać kilka interesujących rozdziałów do całości, z którą powinien zapoznać się każdy, kto ma najmniejsze pojęcie kim jest Ronnie O’Sullivan, a takie pojęcie mają również ignoranci snookera.

Będąc na skraju wytrzymałości, wyczerpany walką o dzieci, sprawą rozwodową (która, nawiasem mówiąc, zrujnowała go również finansowo), postanowił odpocząć od snookera. W tym czasie pracował na farmie, gdzie w pewien sposób odzyskał stabilność emocjonalną i stęsknił się za grą. Kilka anegdot o kozach i kurach nie pozwoli na ominięcie tego fragmentu bez uśmiechu.

„Moja ucieczka od snookera pozwoliła mi zrozumieć także inną rzecz – byłem cholernym szczęściarzem, mogąc dostawać pieniądze za to, co kocham. Nie lubię traktować snookera jak pracy zarobkowej, ale koniec końców to właśnie on dostarczał mi chleba.”

Nie można przy tym zapomnieć o bieganiu, które cały czas mu towarzyszyło. Szybko się od niego uzależnił, podobnie jak od narkotyków, alkoholu czy antydepresantów. Z jedną różnicą – bieganie było po prostu najzdrowszym z nich wszystkich. W dodatku jako jedyne nie pozwoliło mu się rozpaść emocjonalnie. Rozmowy o bieganiu, osiągniętych czasach z innymi ludźmi, równie mocno zafascynowanymi tym sportem (nie joggingiem – to zasadnicza różnica, którą Roonie wyjaśnia w swojej książce) pozwalały mu na chwilowy spokój. Nie będę tutaj się rozpisywać, warto po prostu samemu zapoznać się z punktem widzenia O’Sullivana.

„Bieganie przejmowało nade mną kontrolę. Zacząłem się uzależniać, ale był to najlepszy nałóg, jaki mógł mnie dopaść. To nieustanny i nasilający się z każdym dniem haj. Takiego nie jest ci w stanie zapewnić żadna używka.”


Książka jest przesiąknięta osobowością O’sy, który nie próbuje przypodobać się czytelnikowi. Pisze to, co akurat leży mu na wątrobie. Warto dodać, że w lekturze nie odnajdziecie żadnego uporządkowania chronologicznego. W żadnym wypadku nie przeszkadza to w zrozumieniu tekstu, wręcz powoduje to, że autentyczność przeżyć jest naprawdę wiarygodna. Bo czy człowiek, który jest rozdarty emocjonalnie i w dalszym ciągu jest mu ciężko, kolokwialnie mówiąc, poskładać swoje życie do kupy, nagle w sposób uporządkowany i logiczny napisze książkę? To by zakrawało o hipokryzję. Tymczasem autobiografia jest naprawdę dobra, mocna, szczera do bólu i bezkompromisowa.

Running to książka o facecie, który przez całe swoje życie biegnie. Można odnieść wrażenie, że ucieka przed nałogami, problemami rodzinnymi, stresem, wszystkim, co go organiczna, bo tylko biegając czuje, że lata. Frunie ponad wszystkim, co na dobrą sprawę go uratowało. Nie biega, bo taka nastała moda. Biega, bo wie, że tylko w ten sposób ma szansę na uporządkowanie bałaganu w swoim życiu i osiągnięcie równowagi psychicznej.

„Moje życie to ciągły bieg. Ucieczka. Przed adwokatami, fałszywymi przyjaciółmi, agentami. Przed działaczami World Snooker, a nawet przed rodziną. Uciekam od wszystkich i od wszystkiego.”


 Za możliwość przeczytania jednej z najlepszych książek w moim życiu dziękuję wydawnictwu SQN.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz