„Jego największą siłą jest
talent, który otrzymał od Boga. On urodził się, by grać. Z kolei największym
wrogiem Ronniego O’Sullivana jest on sam.” ~ Barry Hearn
Tytuł:
„Running. Autobiografia mistrza snookera”
Autor:
Roonie O’Sullivan
Przekład:
Konrad Mazur i Bartosz Sałbut
Gatunek:
autobiografia
Ilość stron:
304
Wydawnictwo:
SQN
Wydanie:
2015
Moja
ocena: 8/10
Pięć
tytułów mistrza świata, wielokrotny rekordzista, przez wielu uznawany za
najlepszego w swoich fachu… najlepszego w historii. Mowa oczywiście o Ronnim
O’Sullivanie – Mozarcie snookera. Człowieku, o którym słyszał każdy, który ma
jakiekolwiek pojęcie o sporcie, będąc nawet ignorantem dyscypliny, z którą
bezpośrednio związany jest sam Ronnie. Wydawałoby się, że życie takiej osoby,
będącej żywą legendą, jest usłane różami. Nic bardziej mylnego. Autobiografia
ta nie jest krzykiem o pomoc. Krzykiem były wszystkie, jeszcze jakiś czas temu
niezrozumiałe dla postronnych, czyny Ronniego. Dzisiaj możemy się o wszystkim
dowiedzieć, przekręcając kartkę po kartce i pomiędzy liniami tekstu zatapiając
się w życiu tego wybitnego sportowca. Życiu pełnym używek, goryczy, bólu, walki
o dzieci, w którym od śmierci uratowała go jedna rzecz… bieganie.
„Gdyby nie bieganie, moja
kariera już dawno by upadła. Bieganie to moje religia, system wartości i
przekonań, coś, co mnie uspokaja. To niezwykle bolesna i wymagająca dziedzina
sportu, ale również jedyna, która pozwala mi osiągnąć najwyższy stan duchowy.”
Snooker
do dyscyplina będąca uosobieniem klasy i elegancji? Jak zatem wytłumaczyć
wszystkie wybryki O’Sullivana? Od zdejmowania butów, nakładania ręcznika na
głowę, liczenia kropek, nie mogąc patrzeć na przeciwnika, poddawania meczów
walkowerem, nierzadko wulgarne słownictwo czy kłótnie z sędziami. I jak
wytłumaczyć to, że pomimo tych ekstrawaganckich wyskoków, którymi może
zaskoczyć w każdej chwili, kibice go uwielbiają? Tak, Roonie to fenomen. Fenomen
na wielką skalę.
Swoją
karierę zaczął już w wieku 12 lat, a niesamowite wsparcie zawsze miał w ojcu,
który przymykał oko na jego wyniki w szkole, podobnie do nauczycieli, którzy
widzieli, że po jednym turnieju przynosił czek o wartości większej od ich
pensji. Po czterech latach przeszedł na zawodowstwo. Mówiąc o ojcu, należy
zatrzymać się na dłuższą chwilę. Dzieciństwo nie należało do arkadyjskich,
można powiedzieć, że Roonie wychował się w dość specyficznym środowisku. Ci,
którzy powiedzą, że było to środowisko patologiczne, będą mieli rację. Wyobraźcie
sobie teraz dramat chłopaka, którego ojciec ląduje w więzieniu na 18 lat z
zarzutem morderstwa. Jak się później okazuje, zarzutem słusznym. Pomimo tego
nadal grał, wiedząc, że jego zwycięstwa przy zielonym stole są jedyną nadzieją
dla jego ojca. Kiedy wydawało się, że nie może być gorzej, do więzienia trafiła
również jego matka. Chcąc nie chcąc Ronnie zawsze był samotny, pomimo
otaczającej go hordy agentów, dziennikarzy i najzwyczajniej tych, którzy z jego
obecności czerpali korzyści, o czym boleśnie przekonał się podczas walki o
dzieci, które są dla niego wszystkim.
„Snooker to gra dla samotników.
Całą pracę wykonuje się samodzielnie. Rzadko prosisz kogoś o pomoc, bo zostaje
to przyjęte jako oznaka słabości. Nigdy nie dzielisz się z rywalem swoimi
przemyśleniami – choć z kolei mnie zdarzało się być zbyt wylewnym – bo boisz
się, że ten zyska nad tobą przewagę psychologiczną.”
O’sa
porusza w swojej autobiografii wszystkie wątki, które kibica intrygują
najbardziej. Kulisy największych zwycięstw i problemów z rozwodem, walką o
dzieci, uzależnieniami i nie tylko. Możecie mi wierzyć na słowo, że trudno znaleźć
większy i ciekawszy przekrój całej kariery, która nadal trwa i z pewnością
będzie można dopisać kilka interesujących rozdziałów do całości, z którą
powinien zapoznać się każdy, kto ma najmniejsze pojęcie kim jest Ronnie O’Sullivan,
a takie pojęcie mają również ignoranci snookera.
Będąc
na skraju wytrzymałości, wyczerpany walką o dzieci, sprawą rozwodową (która, nawiasem
mówiąc, zrujnowała go również finansowo), postanowił odpocząć od snookera. W
tym czasie pracował na farmie, gdzie w pewien sposób odzyskał stabilność emocjonalną
i stęsknił się za grą. Kilka anegdot o kozach i kurach nie pozwoli na ominięcie
tego fragmentu bez uśmiechu.
„Moja ucieczka od snookera
pozwoliła mi zrozumieć także inną rzecz – byłem cholernym szczęściarzem, mogąc
dostawać pieniądze za to, co kocham. Nie lubię traktować snookera jak pracy
zarobkowej, ale koniec końców to właśnie on dostarczał mi chleba.”
Nie
można przy tym zapomnieć o bieganiu, które cały czas mu towarzyszyło. Szybko
się od niego uzależnił, podobnie jak od narkotyków, alkoholu czy
antydepresantów. Z jedną różnicą – bieganie było po prostu najzdrowszym z nich
wszystkich. W dodatku jako jedyne nie pozwoliło mu się rozpaść emocjonalnie. Rozmowy
o bieganiu, osiągniętych czasach z innymi ludźmi, równie mocno zafascynowanymi tym
sportem (nie joggingiem – to zasadnicza różnica, którą Roonie wyjaśnia w swojej
książce) pozwalały mu na chwilowy spokój. Nie będę tutaj się rozpisywać, warto
po prostu samemu zapoznać się z punktem widzenia O’Sullivana.
„Bieganie przejmowało nade mną
kontrolę. Zacząłem się uzależniać, ale był to najlepszy nałóg, jaki mógł mnie
dopaść. To nieustanny i nasilający się z każdym dniem haj. Takiego nie jest ci
w stanie zapewnić żadna używka.”
Książka
jest przesiąknięta osobowością O’sy, który nie próbuje przypodobać się
czytelnikowi. Pisze to, co akurat leży mu na wątrobie. Warto dodać, że w
lekturze nie odnajdziecie żadnego uporządkowania chronologicznego. W żadnym
wypadku nie przeszkadza to w zrozumieniu tekstu, wręcz powoduje to, że
autentyczność przeżyć jest naprawdę wiarygodna. Bo czy człowiek, który jest
rozdarty emocjonalnie i w dalszym ciągu jest mu ciężko, kolokwialnie mówiąc,
poskładać swoje życie do kupy, nagle w sposób uporządkowany i logiczny napisze
książkę? To by zakrawało o hipokryzję. Tymczasem autobiografia jest naprawdę
dobra, mocna, szczera do bólu i bezkompromisowa.
Running
to książka o facecie, który przez całe swoje życie biegnie. Można odnieść
wrażenie, że ucieka przed nałogami, problemami rodzinnymi, stresem, wszystkim,
co go organiczna, bo tylko biegając czuje, że lata. Frunie ponad wszystkim, co
na dobrą sprawę go uratowało. Nie biega, bo taka nastała moda. Biega, bo wie,
że tylko w ten sposób ma szansę na uporządkowanie bałaganu w swoim życiu i
osiągnięcie równowagi psychicznej.
„Moje życie to ciągły bieg.
Ucieczka. Przed adwokatami, fałszywymi przyjaciółmi, agentami. Przed
działaczami World Snooker, a nawet przed rodziną. Uciekam od wszystkich i od
wszystkiego.”
Za możliwość przeczytania jednej z najlepszych książek w moim życiu dziękuję wydawnictwu SQN.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz