sobota, 15 lutego 2014

"Ludzie za ścianą" - Friedrich Ani

"Niektórzy ludzie (...) stają się widoczni dopiero dzięki temu, że znikają."


Tytuł: "Ludzie za ścianą"
Autor: Friedrich Ani
Gatunek: thriller kryminalny
Ilość stron: 337
Wydawnictwo: Czarne
Wydanie: 2013

Moja ocena:  5/10

"Nie możesz oczekiwać, że życie dostosuje się do ciebie, życie to ty sam, to przecież logiczne. (...) Jak się urodzisz w Afryce, musisz brać życie jakim jest, tu nie. Jesteśmy wolni, wszyscy to wiedzą, ale nieliczni się tego trzymają. Reszta czeka, ociąga się, patrzy na prawo i lewo, sprawdza, co robią inni i co o nich myślą."

Czytając opinie o tej książce, wręcz nie mogłam doczekać się, kiedy wezmę ją do ręki. Jakież było moje zdziwienie, gdy zaczęłam czytać, niestety negatywne. Lektura kompletnie nie w moim typie i według mnie po prostu bardzo, bardzo przeciętna... I kto by pomyślał, że zdobyła Niemiecką Nagrodę Kryminalną za najlepszy niemiecki kryminał roku 2012? Ale wszystko po kolei. 

"(...) śmierć to dla większości jedno wielkie zdziwienie. Dlaczego? Bo życie też nim było."



Głównym bohaterem jest Tabor Süden - były policjant sekcji ds. poszukiwań zaginionych. Dlaczego były? Odszedł z pracy po samobójczej śmierci partnera, chcąc wieść spokojne i, o ile to możliwe, bezproblemowe, 'normalne' życie.  Staje się to jednak niemożliwe, gdy odbiera telefon od swojego ojca, który zniknął, kiedy był jeszcze małym chłopcem...


"Wspomnienia to najpiękniejsze, co mam, i bardzo je szanuję. Dopóki pamiętam, nie jestem sam, a jak wiem, że nie jestem na świecie sam, to się nie boję."



Tabor postanawia udać się do swojego rodzinnego miasta - Monachium, chcąc odnaleźć ojca, którego od dawna uważał za zmarłego. Tam jednak otrzymuje ofertę nie do odrzucenia - propozycja pracy w lokalnym biurze detektywistycznym rujnuje jego plany związane ze spokojną egzystencją. Jego pierwszym zadaniem jest rozwiązanie, nierozwiązanej od kilku lat przez policję i biuro zagadki zniknięcia lubianego szefa popularnej restauracji Raimunda Zachlera. Sprawa wydaje się beznadziejna, bo nie ma żadnego punktu zaczepienia, który pozwoliłby ruszyć śledztwu z miejsca... Z czasem Tabor odkrywa coraz więcej kart, a sprawa nie wydaje się już tak oczywista, jak sobie to wyobrażał na początku. Wszystko zaczyna się komplikować, a żona zaginionego wyraźnie coś ukrywa...


"Najdrobniejsze gesty (...) pozwalały ogarnąć cały charakter człowieka, niezależnie od tego, ile normalnie zachowywał dla siebie albo czego nie był w stanie wyrazić, cierpiąc na chroniczne skrzywienie."




Friedrich Ani to autor bardzo dobrze znany fanom niemieckich kryminałów. Uznawany jest za jednego z najlepszych w swoim fachu. Został pięć razy laureatem Niemieckiej Nagrody Kryminalnej. Co zatem sprawiło, że raczej niechętnie będę sięgała po jego pozycje książkowe?
Złożyło się na to kilka elementów. Przede wszystkim przewidywalność fabuły, która była wręcz przerażająca. Każdy ruch bohaterów był tak oczywisty, że z czasem odechciewało się czytać. Bo co to za radość z czytania, kiedy wiesz, co się wydarzy na kolejnych dwudziestu stronach? 

"Odnalezienie zwłok oznacza (...), że cień znika, żadnych nieprzyjemności, łóżka, w którym co roku trzeba zmieniać pościel. Grób to miejsce, które można odwiedzić, w pustym pokoju ludzie wariują."



Koleją rzeczą były niedopracowane portrety bohaterów - mdłe i nieciekawe, po prostu osoby niczym niewyróżniające się z tłumu. Wątki poboczne też niczym mnie nie zaskoczyły. Jednak na plus zaliczam głębokie przemyślenia psychologiczne, liczne maksymy i sentencje. To było naprawdę dobre. Od strony technicznej parę słów. Literówek nie było, czcionka też odpowiadająca moim ślepnącym oczom, ale okładka... No cóż, słabo, nawet bardzo słabo. Do przeczytania na pewno mnie nie zachęciła. 

Podsumowując, książki nie polecam, jednak jest to moja subiektywna ocena i wiem, że niektórzy na pewno się ze mną nie zgodzą.

"Czasem Benedikt rozmawiał też z Bogiem, to było trudniejsze, bo Bóg miał mniej czasu, właściwie w ogóle go nie miał. Benedikt przypuszczał, że Bóg jest zły, bo mama zostawia go samego w domu i nie gotuje.

Musiała dużo pracować (...). 

Tak było, ale Pan Bóg nie słuchał. Zawsze wszystko wiedział lepiej, to było denerwujące cały czas mu tłumaczyć."

1 komentarz :

  1. Nie słyszałam o autorze, nie słyszałam o tej książce, opis mnie nie zainteresowałam, opinia wyraża się o niej średnio, więc odpuszczę.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń